Nie chodzi zatem o luksus rozumiany jako gromadzenie dóbr jednego rodzaju. Chodzi o ubogacanie życia na wiele sposobów, o jego barwność, nie zaś czysto ilościowe wyrastanie ponad miarę. Coraz więcej dowodów świadczy o tym, że przyroda – i to także dzika przyroda, nie użytkowana w sposób konsumpcyjny – jest nam do tego niezbędna. To zatem nie przypadek, że im bardziej cywilizowana społeczność, tym nawoływania do ochrony przyrody rozlegają się z niej głośniej.
Ochrona przyrody dla niej samej nie ma najmniejszego sensu. Przyrodzie nic nie jest tak obce jak… ochrona przyrody. Zniszczenie jest tu na porządku dziennym, a naturalne katastrofy ekologiczne są typowymi zjawiskami w dziejach naszej biosfery. Przykładem – choćby wielkie wymierania, jak to sprzed 60 mln lat, czy jeszcze większe tzw. permskie, kiedy to wyginęła przytłaczająca większość gatunków organizmów żywych. Dając zresztą szansę nowym liniom ewolucyjnym i nowym gatunkom. Przyroda rujnując buduje, a budując rujnuje.
Nie ma szlachetnych, twórczych celów. Gdzieś rozwija się bujny las, a wybuch wulkanu go niweczy, gdzieś pożar popieli bujne ziołorośla, a stado dzikich zwierząt zdeptuje gniazda ptaków założone na nadrzecznej łące, o ile wcześniej nie zatopił ich przybór wód. Jeśli pominąć ochronę własnego potomstwa i krewnych, co jak tłumaczą nam tacy socjobiolodzy jak Hamilton czy Trivers, jest w istocie przejawem genowego egoizmu, to w przyrodzie nikt nikogo i niczego nie chroni. Przyroda nie ma szlachetnych – ani zresztą żadnych innych – zamiarów, nie dąży do żadnych konstruktywnych celów, nie chce niczego zachować dla przyszłych pokoleń. Ochrona przyrody jest wymysłem ludzi, bo też jest ich potrzebą.
Przyroda jest zarówno dobrem luksusowym, jak i podstawowym. Tym się różni od dóbr zdecydowanie luksusowych, jak dobre samochody, sprzęt audio-video czy dacze. Przyrodę potrzebujemy chronić z powodów zarówno podstawowych, jak i luksusowych. Ale te pierwsze – jak potrzeba dostępu do czystego powietrza i wody, wydają się mniej ekscytujące niż te drugie. Dlatego ci, którzy osiągnęli już konwencjonalnie rozumiany dobrobyt, skupiają się na nich bardziej i kontakt z nieskażoną naturą i bogactwem gatunków czy biotopów traktują jak luksus, o który warto zabiegać, Jeżeli faktycznie zabiegają, osiągają często zarazem podstawowe, ekologiczne cele, jak przyjemnościowe, luksusowe.
Te drugie łączą się z potrzebą urozmaicenia sobie życia. Kto walczy o podstawy egzystencji, nie ma takiej potrzeby, a w każdym razie jej nie odczuwa, przytłoczony monotonią codzienności. Potrzeba urozmaicenia egzystencji pojawia się w razie poprawy bytu, i to nie od razu, lecz z czasem. Złożoność przyrody, jej względna nieprzystępność, może tę potrzebę doskonale zaspokajać, a z życia czynić pasjonującą przygodę. Dobrze zgadza się to z popularną już dziś ideą bioróżnorodności. Dobrą ilustracją tego, o czym mowa wyżej, są dzieje ochrony Biebrzy i jej bagien, a także tempo przemian, jakie w tej dziedzinie zaszły. Gdy zamierzano meliorować wielkie obszary torfowisk, też mówiło się o potrzebie ochrony – ale przede wszystkim wody, by stąd zbyt szybko nie uciekła, i torfu, by nie zmarniał, bo to przecież cenny surowiec dla rolnictwa.
Dziś mówi się też o ochronie wodniczki – małego ptaka z rzędu wróblowatych, asygnując na to miliony euro, o ochronie zespołów roślinnych i zwierząt, walorów krajobrazu, wrośniętych w nią resztek tradycyjnej architektury, a nawet drugorzędnej szosy, która stała się deptakiem dla łosi, wilków, żurawi i miłośników tych istot. Na te tereny coraz chętniej sprowadzają się ci, dla których powyższe walory są ważnym urozmaiceniem życia. Osiadają tu z różnych pobudek – poznawczych, artystycznych, patriotycznych czy sentymentalnych.
Wszystko to nastąpiło w czasie przemiany jednego pokolenia. Znamienne, że ludzie miejscowi, przeważnie rolnicy, którzy na łonie natury przez całe pokolenia walczyli o dobra wręcz bardzo podstawowe, wciąż, choć duch czasów się zmienił, skupiają uwagę na nich, a ochronę przyrody skłonni są traktować jako luksusową chimerę, nieraz przeszkadzającą w dorabianiu się.
A właśnie owo dorabianie, gromadzenie dóbr dość podstawowych, ostentacyjne wygodnictwo, na które wreszcie zacznie być ich stać, traktują ja naturalne dążenie do luksusu. Osuszona, dostępniejsza dla maszyn łąka, dom z większą liczbą izb, oświetlenie wiejskiej uliczki, asfalt aż do bramy – oto cel. Zaś przyjezdni osiedleńcy wręcz odwrotnie, nie chcą asfaltu, świateł, kochają wiejskie koleiny, chaty (owszem z wygodami!), wierzby, bocianie gniazdo w obejściu. I coraz bardziej chcą ochrony przyrody. Nie w imię szczytnej idei. Dla siebie.
Autor: Tomasz Kłosowski
Źródło: Biebrzańskie Wieści, numer 2, maj 2009
19 październik 2011
Charakterystyczna sylwetka w kształcie spłaszczonej litery V.
WIĘCEJ >17 luty 2011
Jeden z największych żurawi na świecie. Symbol wierności, szczęścia i długowieczności. Ptak monumentalny, niezwykły, piękny, elegancki.
WIĘCEJ >01 październik 2010
Powstał w 1990 roku w celu ochrony niezwykle cennej przyrody obszarów wodno -błotnych, w tym torfowisk niskich, wysokich i przejściowych.
WIĘCEJ >