Po nas choćby potop. Na ratunek Albatrosom.
Albatros, dobry omen żeglarzy, niczym anioł miał chronić ich samych oraz statki wraz z towarem.
Zabicie takiego anioła miało ściągać nieszczęście.
Jeśli w wierzeniach dawnych żeglarzy jest ziarno prawdy, to czas zacząć się bać…
Na morzu i na lądzie.
Zabójcze połowy
Każdego roku zabijamy 100 tysięcy albatrosów. Średnio jednego co 5 minut. Zanim dopijesz swoją kawę, co najmniej jeden ptak umrze w męczarniach. Wszystko przez połowy linowe – głównie tuńczyka. Każdy oceaniczny kuter ma dwie liny – często długie na 100 km i wyposażone w 3 tysiące haków z przynętą. W czasie połowów ostatnie 100 metrów liny pozostaje tuż pod powierzchnią wody. Na tym odcinku ginie najwięcej ptaków zwabionych łatwym posiłkiem. Niektóre kolonie potężnych Albatrosów Wędrownych (rozpiętość ich skrzydeł przekracza 3,5 metra, ale są doniesienia o blisko pięciometrowych rekordzistach), monitorowane od pół wieku, każdego roku notują spadki o kolejne 2% do 6%. Albatrosy żyją na Ziemi od 50 milionów lat. Czy przeżyją kolejnych 50?
Tylko na północnym Pacyfiku każdej nocy rozciąga się łącznie 48-64 tysięcy km sieci rybackich. To więcej niż długość Równika! Każdej nocy ok. 40 km sieci zrywa się i latami dryfuje w oceanach niczym ruchome sidła. Nie ma szans na to, aby mocne, nylonowe sieci kiedykolwiek uległy rozkładowi i przestały zabijać. Poza rybami, w ścianach śmierci – jak niektórzy nazywają przemysłowe sieci rybackie – umierają miliony zwierząt.
Przy okazji
W latach 1986-90 tylko w maleńkiej Zatoce Gdańskiej zginęło 175 tysięcy zimujących Uhli, Markaczek, Lodówek, Edredonów i innych kaczek. To 10% do 20% całej tutejszej zimowej populacji. Tam gdzie intensywnie łowi się ryby, upadają całe kolonie ptaków morskich – tak jak np. na północy Norwegii. Bezpośrednią przyczyną nie jest bynajmniej konkurencja o ryby (generalnie ptaki łowią te małe, my te duże), lecz tak zwany przyłów, czyli przypadkowa śmierć ptaków w sieciach przeznaczonych do połowu ryb. W ten sposób tylko japońskie i tajwańskie jednostki łowiące kalmary, i tylko w rejonie północnego Pacyfiku, każdego roku przyławiają ok. 875 tysięcy morskich ptaków.
Tymczasem wystarczyłoby oznaczyć liny połowowe żywymi kolorami. Stosować niebieskie, raczej niż lśniące, metalowe haki, bo te oglądane z góry i w wodzie, wyglądają jak ryby, na które ptaki polują. Należałoby też głębiej zanurzać liny i rozkładać je na noc, raczej niż na dzień. Podobnie sieci. I wreszcie – powstrzymać pirackie połowy. Uda się, jeśli ludzie wykażą wolę współpracy, a w morzach i oceanach będą jeszcze jakieś ryby. Niestety, większość ich populacji zmniejszyła się od lat 70-tych o ok. 90%.
Na lądzie bez zmian
Południową Azję zamieszkują 3 gatunki sępów. Jeszcze 20 lat temu, w połowie lat 90-tych, każdy z nich miał silną populację, liczącą po ok. 40 milionów sztuk. Mniej więcej 10 lat później ptaków prawie nie było. Do roku 2004 zniknęło 97-99% wszystkich tamtejszych sępów. Powodem okazał się diklofenak – aktywna substancja powszechnie używana do produkcji leków weterynaryjnych, którą ptaki połykały razem z padliną, a która powodowała dysfunkcję narządów wewnętrznych i powolną śmierć. W roku 2006, rządy Indii, Pakistanu i Nepalu, po długich negocjacjach(!) w końcu zakazały używania fatalnej substancji. Nie sposób jednak wycofać leków już wyprodukowanych i będących w obiegu. Podobnie jak niemożliwa jest pełna kontrola tysięcy mniejszych i większych, nie zawsze legalnych wytwórni.
Jaki jest efekt wyeliminowania sępów w gorącym klimacie południowej Azji, nikomu nie trzeba wyjaśniać. Na progu katastrofy stoi teraz Afryka, dokąd szmuglowane są zapasy zdelegalizowanego środka. Ktoś się znowu wzbogaci. Stracimy wszyscy!
Tymczasem diklofenak można łatwo zastąpić innymi czynnikami. Jak zwykle, najważniejsze są zdrowy rozsadek, dobra wola i chęć współpracy. Jak zwykle – tych brakuje.
Być może najbardziej przygnębiające jest, że wszystko to już było. Działo się w Europie, w Ameryce Północnej i w Australii – w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Dodawane do środków ochrony roślin DDT, wówczas synonim postępu i nowoczesnego rolnictwa, uruchomiło całe domino śmierci! Trujące toksyny, odkładając się w organizmach zwierząt, przenosiły się na kolejne ogniwa łańcucha pokarmowego. Największe spustoszenie czyniły wśród drapieżników, które zamykały ów łańcuch, a w ciałach których akumulowało się DDT. Były to czasy, gdy na przykład Gołębie Grzywacze spadały z drzew jak przysłowiowe ulęgałki. Łatwym posiłkiem raczyły się m.in. Lisy i Borsuki, których całe rodziny znajdywano potem martwe – często pod tym samym drzewem. Zginąć mógł każdy, kto wcześniej zjadł coś, co wcześniej zjadło coś zatrutego… Smutny dowód na to, że w Przyrodzie wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni i współzależni. Po latach badań i starań ekologów oficjalnie zabronione – ani DDT, ani jego pochodne bynajmniej nie zniknęły bez echa. Ich ślady wciąż znajdujemy w środowisku – nawet na odległej Antarktydzie. Zresztą w nielegalnym obrocie wciąż mają się całkiem dobrze. Tyle że dzisiaj najczęściej używa się ich w krajach afrykańskich.
Ocenia się, że w ciągu ostatnich 100 lat europejska populacja ptaków skurczyła się co najmniej o miliard. Tylko w ciągu ostatnich 30 lat straciliśmy ok. 421 milionów ptaków różnych gatunków! Roczne tempo zmniejszania się naszych krajowych populacji w okresie ostatnich 10 lat może łącznie sięgać nawet miliona. Wśród najszybciej zanikających znalazły się migrujące ptaki śpiewające. Europejskie populacje Słowików, Świstunek Leśnych, Muchołówek Szarych i Muchołówek Żałobnych zmniejszyły się o 52-67%. Czy wiosna 2030 przywita nas ciszą?
W kontakcie z tradycją
W 2001 roku wprowadzono na Grenlandii zakaz polowań wiosennych na lęgnące się tam ptaki. Ale już w 2004 ograniczenia zostały zniesione. Przeciwko zakazowi protestowali zarówno zawodowi myśliwi, jak i zwykli obywatele. Argumentowali, że polowanie na ptaki, to ważna część inuickiej tradycji oraz „sposób na pozostawanie w kontakcie z ich korzeniami”. To nie wszystko: grenlandzcy myśliwi korzystają z unijnych dotacji, tak jak u nas rolnicy.
Problem tkwi m.in. w tym, że chroniący swojej tradycji mieszkańcy Grenlandii, w czasie polowań używają dzisiaj zupełnie nietradycyjnych narzędzi. Zawodowi myśliwi, tak samo jak liczni tam amatorzy, mają do swojej dyspozycji nowoczesne łodzie motorowe, którymi podpływają do lęgowych klifów od strony morza. Wówczas sięgają po równie nowoczesne, półautomatyczne strzelby. W czasie każdej takiej eskapady giną setki i tysiące ptaków. Nikt nawet nie kwapi się, aby je zebrać. Ich ciała wypłukiwane są przez morze i w wielkich ilościach zalegają po brzegach. W końcu dzisiaj polowania nie mają już nic wspólnego ze zdobywaniem żywności. Tę współcześni Inuici w zdecydowanej większości kupują w supermarketach. Nie inaczej jest na arktycznych wybrzeżach pobliskiej Kanady i na Alasce. W roku 1845 tylko na wybrzeżach Grenlandii było ok. 100 tysięcy wielkich, wielogatunkowych kolonii ptaków morskich. Dzisiaj jest tam tylko kilka tysięcy małych i zanikających.
Nasi myśliwi przez lata – również tradycyjnie – strzelali m.in. do Dropi, Głuszców i Cietrzewi. Dzisiaj ta tradycja już nie istnieje – podobnie jak Dropie. Głuszce i Cietrzewie, w liczbie kilkuset ptaków, znalazły się na krawędzi przetrwania. Tak, jak wiele innych gatunków. Oficjalnie każdego roku strzela się u nas ok. pół miliona ptaków 13 gatunków. Wokół Morza Śródziemnego – ginie nawet miliard.
Ptaki zabijane są na wszystkie możliwe sposoby, bez względu na porę roku i gatunek. Do tej pory polowania były sposobem na spędzanie wolnego czasu. Na Bliskim Wschodzie zaczęły być ostatnio traktowane jako forma męskiej inicjacji dla nastolatków.
W czasie polowań wiele ptaków zostaje rannych i w ten sposób jest skazane na powolną śmierć. Sami myśliwi przyznają, że w przypadku gęsi spośród strzelonych ptaków aż 80% to ptaki ranne, a nie zabite. Szczególnym problemem jest toksyczny ołów, który w postaci śrutu strzelniczego dostaje się do otoczenia. Szczególnie dużo zalega go w wodach, skąd przypadkowo trafia do żołądków połykających go ptaków (i ryb). W wyniku zatrucia dochodzi do paraliżu jelit oraz bezwładu kończyn i szyi. Umieranie może trwać nawet kilka tygodni. Ciągłość „tradycji” powoduje, że w naszym środowisku kumuluje się coraz więcej ołowiu. Tylko w Stanach Zjednoczonych, gdzie prowadzono odpowiednie badania, na terenach polowań zalega 70 tysięcy śrucin w przeliczeniu na jeden hektar. Każdego roku co najmniej 2,2 miliony ptaków umiera tam z powodu ołowicy. W niektórych zatokach na północnych wybrzeżach stężenie ołowiu pochodzącego ze śrutu jest tak duże, że przeżywalność długowiecznych skądinąd Edredonów Okularowych zmniejszyła się o 35%!
„Jeśli nie zmienimy kierunku, dojedziemy tam, dokąd podążamy.” (przysłowie chińskie)
Co ósmy gatunek ptaka jest dzisiaj zagrożony wyginięciem. Łącznie co najmniej 1200 gatunków – 12% wszystkich gatunków. 182 są zagrożone krytycznie, co daje im zaledwie 50% szansy na przetrwanie najbliższych 10 lat. Zagrożonych jest też co najmniej 24% wszystkich ssaków, 27% gadów, 20% płazów i 30% ryb. Ponosimy za to pełną odpowiedzialność. Po raz pierwszy w dziejach Ziemi, jeden gatunek zagraża życiu całej planety.
Utrata siedlisk, ich fragmentacja, pocięcie drogami, fabrykami, polami i osiedlami, które ułatwiają penetrację terenów oraz przenikanie chorób i niebezpiecznych gatunków obcych, a także zabijanie ptaków, wybieranie ich jaj i piskląt oraz odłów w celach handlowych, to główne przyczyny zanikania wszelkich gatunków i największe zagrożenia dla całej ziemskiej Bioróżnorodności. Trzeba też pamiętać o zanieczyszczeniach i zmianach klimatycznych, które wciąż się kumulują, a czego destrukcyjne efekty będziemy wszyscy odczuwać coraz gwałtowniej.
Nie ma dzisiaj miejsca na Ziemi, które bezpośrednio lub pośrednio nie byłoby obciążone naszą działalnością. Do tej pory kolejnym pokoleniom żyło się lepiej. Czy to samo można powiedzieć o tych, którzy przyjdą po nas? Jedno jest pewne – będą żyć w brzydszym i bardzo zaśmieconym świecie. Mocno zubożonym. I bardzo, bardzo tłocznym.
Zajęło nam setki tysięcy lat, aby dojść do liczby 10 milionów ludzi na Ziemi. Stało się to około 10 tysięcy lat temu. 200 lat temu, na początku XIX wieku, był nas już miliard. 100 lat temu – blisko półtora. Dzisiaj po zaledwie 100 latach jest nas ponad 7 miliardów. Pomiędzy 1900 a 2000 rokiem na Ziemi żyło więcej ludzi, niż wszystkich razem wziętych w dziejach naszej planety do roku 1900. Jesteśmy prawdopodobnie najliczniejszym kręgowcem lądowym na Ziemi. Wszyscy razem stanowimy łącznie ponad 30% tzw. biomasy kręgowców lądowych. Ponad 60%, to nasze zwierzęta hodowlane, które za chwilę sami zjemy. Zaledwie 2-3%, to wszystkie dzikie zwierzęta razem wzięte. Jak żaden inny gatunek, w niezwykłym tempie zużywamy zasoby naszej planety, przekształcamy i niszczymy życiodajne siedliska, eksterminujemy inne gatunki. Jednocześnie wciąż nas przybywa. Demografowie przewidują, że liczba ludności wciąż będzie rosnąć. Jeśli się nie opamiętamy (a nic na to nie wskazuje), najdalej około roku 2050 będzie nas ponad 10, a ok. roku 2095 – ponad 12 miliardów. Dla większości gatunków na Ziemi, to może oznaczać tylko jedno: koniec świata! Również dla nas.
Różne agendy rządowe na całym świecie uważają ptaki za tzw. organizmy wskaźnikowe – naturalny system wczesnego ostrzegania. Nic dziwnego, bo ptaki w dużej różnorodności gatunkowej zamieszkują dosłownie całą Ziemię i wszystkie kluczowe typy siedlisk. Do tego są bardzo mobilne i, jako istoty dzienne, stosunkowo łatwo obserwowalne. Ważni naukowcy i rządowi specjaliści bynajmniej nie są pierwszymi, którzy wpadli na ten pomysł. Z powodzeniem robili to starożytni Rzymianie, a nawet górnicy…
Ostatni Kanarek
Kanarek w kopalni już dawno przestał śpiewać. I umilkły rzymskie gęsi. Na całym świecie giną miliony ptaków. Miliony innych wysyłają nam ostrzegawcze sygnały. Pokazują, gdzie jest problem i na czym polega. Podpowiadają jak go rozwiązać. My jednak ze straceńczym uporem ignorujemy naszych posłańców i to, co mają nam do powiedzenia.
Życie na Ziemi nie wygląda jak choinka bożonarodzeniowa, na której szczycie zasiadł dumny Człowiek – „korona stworzenia”. To bardzo ludzki – wygodny i antropocentryczny punkt widzenia. Obraz życia oraz wzajemnych zależności znacznie lepiej oddaje widok ogromnego zwoju, nieprawdopodobnie splątanej żyłki. Wszystkie elementy tego kłębowiska przenikają się wzajemnie i wszystkie są ze sobą pośrednio lub bezpośrednio związane – czyli zależą od siebie. Nigdy nie możemy mieć pewności co się stanie, gdy wytniemy kolejny fragment tej sieci ziemskiego życia. Los, który dzisiaj zadaliśmy innym, któregoś dnia może się stać naszym udziałem. Jedno jest pewne: Życie na Ziemi bez nas doskonale sobie poradzi. My bez Życia na Ziemi – nie.
Dopóki są ptaki, dopóty jest nadzieja. Reszta zależy od nas.
Bądźmy na pTAK! Zanim będziemy za późno.
- Naucz się rozpoznawać ptaki! Kurs online - jak rozpoznawać ptaki? zobacz więcej
- Naucz się rozpoznawać ptaki! Kurs online - jak rozpoznawać ptaki? zobacz wydarzenie
Pomóż nam! Twoje wsparcie pozwala chronić Przyrodę!
Dołącz do społeczności
Poznaj Ogrody na pTAK! które tworzymy w całej Polsce. Czytaj o Nocy Sów. Odwiedź nasze ostoje przyrody.